poniedziałek, 30 marca 2015

Pudełko subiektywności

Ostatnio mocno zastanawia mnie i zdumiewa (również mocno), jak bardzo ludzie są zamknięci
we własnych czterech ścianach myślenia.
Mam się za osobę dość otwartą i szeroko patrzącą na świat. Wydaje mi się, że w kontakcie zostawiam przestrzeń dla światopoglądu drugiej osoby. Co więcej, podejrzewam, że moi bliscy potwierdziliby moje słowa, a także podkreśliliby moją (nadludzką nieraz) umiejętność słuchania.

Jednak ostatnio zauważyłam, że nie jest tak kolorowo.
Poczułam na własnej skórze, jak bardzo trudno jest przyjąć czyjąś perspektywę.
Nie wysłuchać, czy "zaakceptować" lub co gorsza "tolerować", tylko zrobić step back co do własnych wniosków i przyjąć rację drugiej strony.
Cholernie ciężkie to zadanie. Naprawdę.
Jednakże może być cholernie mądre...oczywiście o ile otaczasz się mądrymi ludźmi, albo chociaż takimi co mądrze mówią :)
Fajnie jest mieć swój światopogląd, zdanie na każdy/ważny temat, ale niefajnie gdy staje się to klatką do której w pewnym momencie gubimy klucz.
I tak pozostajemy w niej, samotnie, biernie, nie mamy szansy ujrzeć piękna i brzydoty, mądrości i głupoty z zewnątrz.
Stoimy w miejscu.
No chyba, że wciąż sprawia nam przyjemność taplanie się we własnych ideach.

No ale wtedy...pozostaje już tylko kozetka ;)



środa, 18 marca 2015

Bez tytułu.

Rozczarowanie.
Okrutna przypadłość. Dodaje lat w mgnieniu oka. Niestety nie lat mądrości, tylko starości.
Podcina skrzydła. Spadasz prosto na  twarz. Zmiażdżenie totalne.
Jak się podnieść? Jak pozbierać do kupy plany, marzenia, yyy siebie?
Mieć pigułkę aby wydostać się z tej bańki anhedonii. Nie smutku, żalu, wkurwienia, nie...szkoda.
Bladość, szarość, afektu zero. Stan nieznośny.
Nie polecam.

piątek, 6 marca 2015

Pierwsza miłość nie rdzewieje?

Pont-des-Arts-Paris-France-Love-Locks-photo-by-Jonathan-Savoie_1200


Chyba każdy pamięta TĘ osobę, do której pierwszy raz w swoim młodym życiu poczuł coś niewytłumaczalnie intensywnego i przyjemnego.
Pierwsze muśnięcie ręki, głębokie spojrzenie, nieśmiałe objęcie, wreszcie ten pierwszy pocałunek?
Tego się nie zapomina. Uważam, że pierwsza miłość ma zapewnione specjalne miejsce w naszym sercu. Dożywotnio...choć to będę mogła stwierdzić u swojego kresu.
Moja młodzieńcza miłość trwała wiele lat i skończyła się dość nieprzyjemnie. Ktoś został zraniony, a w efekcie poobijane zostały dwie osoby.
Po kilku latach (pięciu czy sześciu) okoliczności znowu nam sprzyjały i wróciliśmy do siebie.
Jednak nie trwało to długo, byliśmy już zupełnie inni, albo tak nam się tylko wydawało.
Wtedy czułam, że połączyła nas czysta chemia i piękne wspomnienia.
Znowu każdy poszedł w swoją stronę, wiedząc, że już nie pasujemy do siebie, że już z siebie "wyrośliśmy".
Dlatego też wyobraź sobie Drogi Czytelniku jakie było moje zdziwienie, gdy po kolejnych 6 latach okoliczności znowu okazały się sprzyjające, chemia zadziałała a my patrzyliśmy sobie w oczy jak zakochane dzieciaki sprzed tych 12 lat.
Czyżby w ten sam sposób? Czy tym razem nie było to wyłącznie pożądanie?
Gdzie tym razem nas to zaprowadzi? Nie wiem.
Raczej mam w zwyczaju fatalizować niż patrzeć na związki przez różowe okulary.
Jedno jest pewne, po tylu latach uważam, że z pierwszej miłości się nie wyrasta.
Może związana jest z tym mądrość dziecięca, pewna prostota, czyste spojrzenie na drugą osobę, nieobarczona zbędnymi komplikacjami czy manipulacjami.
Czemu wyzbywamy się jako dorośli tego pięknie prostego sposobu zbliżania się do ludzi?
A może tylko go chowamy głęboko w sobie aby przetrwać w tej dżungli sprytu i kolorytu?
A może jesteś tym szczęściarzem, który potrafi tak jak dziecko zakochać się bez pamięci, bez strategii, gierek i zaakceptować drugą osobę po prostu taką jaką jest a także siebie w takiej konfiguracji?
Trochę Ci zazdroszczę.          

niedziela, 1 marca 2015

Lekcja świadomości


Trafiłam na zdjęcie kiedyś bliskiej mi osoby. Nie aż tak bliskiej, aby czuć potrzebę ponowienia kontaktu,
ale nie tak dalekiej aby nie poczuć sentymentu.
Przypomniały mi się nasze wspólne chwile, nastolatek borykających się z trudnymi jak na tamten okres wydarzeniami. Tyle plotek, kłótni, zagmatwań było wokół. Wspominam to z lekkim rozbawieniem, tęsknotą ale i ulgą. To niesamowite jak perspektywa potrafi się zmienić z biegiem lat.
Tamte problemy a te problemy, tamte relacje a dzisiejsze relacje, tamte zawody a te aktualne...
Wspomnienie o niej pozwoliło mi docenić to co mam dzisiaj, a raczej bliskich, którymi się otaczam.
Bliskich których nie chciałabym stracić, tak bliskich, że gdyby to się wydarzyło czułabym znacznie więcej aniżeli tylko sentyment.
Z czasem dojrzewa w nas świadomość tego, co tak naprawdę jest dla nas najważniejsze u drugiej osoby.
Ta potrzeba staje się bardziej przejrzysta.
Z czasem dostrzegamy czego i dlaczego tak bardzo poszukujemy u innych.
Dzięki temu poznajemy lepiej siebie samych.
Jeśli mamy oczy otwarte wystarczająco szeroko, wiemy czy jesteśmy w relacji bo cenimy tego człowieka, czy dlatego, bo czujemy pewne braki, które ta osoba w nas wypełnia.
I teraz moje pytanie, co jest dla nas/ludzi/Ciebie ważniejsze?
Czego tak naprawdę bardziej potrzebujesz, wypełnienia pustki czy wartości człowieka samego w sobie?
Kiedy będziesz czuć sentyment napotykając tę osobę po latach, a kiedy głęboki smutek?
Te pytania wbrew pozorom nie są łatwe. Ja nadal staram się na nie odpowiedzieć...